wtorek, 26 kwietnia 2016

Garnier - Fructis Oil Repair 3 - moja pierwsza drogeryjna odżywka do włosów :)


Cześć Dziewczyny :)
W tym tygodniu z Niedzieli dla Włosów wyszły nici… siedziałam zawinięta w koc, popijałam herbatkę z cytryną i miałam taki katar, że chciało mi się wyć do Księżyca… Jestem niezmiernie zawiedziona tym faktem i obiecuję, że nadrobię ten brak w pielęgnacji kiedy poczuję się wystarczająco dobrze. Tymczasem chcę napisać Wam o mojej pierwszej (od prawie dwóch lat :) odzywce drogeryjnej - wybranej świadomie :) Kiedyś bardzo lubiłam Fructisy - kilka lat temu, kiedy wybierałam odżywki losowo, pamiętam, że te ładnie wygładzały włosy. W dalszej części posta przeczytacie, dlaczego nie lubię odżywek marek popularnych i dlaczego zdecydowałam się dać im szansę :) Jak spisuje się u mnie Garnier - Fructis Oil Repair 3?










Zacznę od tego, dlaczego nie jestem fanką takich produktów. Oczywiście używam odzywek Isany, Green Pharmacy i innych, które mogę bez problemu dostać np. w Rossmannie (czasem tylko tam). Jest to przecież drogeria. To nie jest tak, że używam tylko produktów ze sklepów z naturalnymi kosmetykami i półproduktów. Jednak "odżywka drogeryjna", czyli popularnej marki - to dla mnie inna kategoria. Z braku lepszego określenia używam tego, ale np. Isana się tutaj nie łapie. Po pierwsze - używam takich odżywek trochę inaczej, nie oczekuję od nich odżywienia, tylko np. zemulgowania oleju. Po drugie - wybieram jak najkrótsze i najbardziej proste składy - bez silikonów, PEGów i innych "wizualnych" polepszaczy wyglądu włosów. Czym zatem różnią się te produkty od "drogeryjnych"? Po pierwsze silikony. To nie tak, że ich unikam jak ognia. Lubię stosować je świadomie i rozważnie. Wiem, jakie zalety ma ich stosowanie, ale jestem też świadoma, czego moje włosy w nich nie lubią i jak potrafią się mścić na mnie, kiedy przesadzam… A w drogeryjnych odżywkach i maseczkach, nawet szamponach, jest ich sporo. Oczywiście używam odżywki b/s zawierającej lekki silikon, ale ma to swój konkretny cel i wiem, że nie obciążę tym przesadnie włosów. Po drugie - lubię proste, naturalne składy. Nie jestem może ekomaniaczką, lubię jednak, kiedy w kosmetyku są przede wszystkim naturalne ekstrakty, oleje i niewiele dodatków, które nie mają znaczenia przy efektach, ale coś tam robią z samym produktem…. Po prostu wolę, żeby produkt działał mniej widowiskowo, za to bardziej skutecznie na dłuższą metę. Z tych dwóch powodów unikałam do tej pory wszelkich odżywek Nivea, Dave czy Elseve. Jakiś czas temu jednak coś się zmieniło. Dodałam do swojej aktywności jeden element, który wymusił na mnie zmianę kilku przyzwyczajeń. Zaczęłam po prostu regularnie chłodzić na siłownię, gdzie przede wszystkim biegam. Po wysiłku jestem spocona, jakbym wyszła z wody - prysznic jest obowiązkowy. No, ale co z włosami? Przecież nie zostawię skóry głowy takiej spoconej i nieświeżej na cały dzień… Więc oczywiście myję głowę. Nie chcę nosić ze sobą całej kosmetyczki, tak więc szukałam produktu, który sprawdził by się jako taki szybki beauty maker - na czas prysznica pozostawimy na włosach i od razu spłukany, powodował by, że włosy nadawały by się żeby wyjść w nich do ludzi :) I tutaj przyszły na pomoc odzywki, które w zasadzie nic konkretnego z włosami nie robią, ale poprawiają ich wizualny stan i zabezpieczają je przed zniszczeniami. Może przyszła u mnie pora na podzielenie pielęgnacji na "doraźną" i "głęboką"? Do tej pory nawet przy okazji codziennego mycia włosów starałam się im dostarczać coś wartościowego i odpowiadać na ich potrzeby - stąd moja miłość do wschodnich kosmetyków, które zwykle są bardzo bogate, a nie typowo drogeryjne, oraz do półproduktów :)

Wstęp był dość długi, bo chciałam, żebyście wiedziały, dlaczego nieufnie patrzę na popularne marki i nawet Nivea Long Repair, będąca hitem Blogosfery, nie zaskarbiła sobie mojego zaufania. Teraz szukałam czegoś, co szybko i skutecznie doprowadzi moje włosy do ładu i jednocześnie coś tam jednak im da. Wybór padł na odżywkę Garnier - Fructis Oil Repair 3.
Obietnice producenta :)
Skład: Aqua, Cetearyl Alcohol, Behentrimonium Chloride, Cetyl Esters, Niacinamide, Saccharum OfficinarumExtract / Sugar Cane Extract, Olea Europaea Oil, Trideceth-6, Chlorhexidine Digluconate, Limonene, Camellia Sinensis Leaf Extract, Linalool, Benzyl Salicylate, Benzyl alcohol, Amodimethicone, Isopropyl alcohol, Pyrus Malus Extract, Pyridoxine HCl, Persea Gratissima Oil, Butyrospermum Parkii Butter/Sheabutter, Citric Acid, Butylphenyl Methylpropional, Cetrimonium Chloride, Citrus Medica Limonum Peel Extract, Hexyl Cinnamal, Parfum/Fragrance (Fil C53911/1). (05.07.2015)
Zielone są dobrocie :)
Pomarańczowe są składniki, które mogła bym wyrzucić ze składu, ale mi nie przeszkadzają,
Na czerwono zaznaczyłam kompromis - nie lubię i nie chcę, ale tutaj toleruję.
Resztę składu zostawiłam czarną - to głównie alkohol tłuszczowy, zapachy, wypełniacze, emulgatory. Swoisty standard :)


Czy spełniła swoje zadanie?
Na 5+ :) Gładko się rozprowadza i wypłukuje. Nie znika we włosach i wystarczy niewiele, żeby pokryć całą moją długość. Wystarczą dwie, trzy minuty (tyle, co prysznic), żeby ładnie wygładziła włosy i ułatwia rozczesywanie. Po wysuszeniu włosy są lekkie, ale nie spuszone. Nie jestem w stanie odpowiednio ich stylizować, więc po prostu suszę je chłodnym nawiewem suszarki (taki luksus na mojej siłowni :), co jakiś czas rozczesując grzebieniem.
Opakowanie jest wygodne w użyciu, wytrzymałe i zgrabne. Nie ma obaw, że wysmyknie się z dłoni i nie dozuje zbyt dużo produktu po naciśnięciu. 
Efekt jest fajny i po dwóch tygodniach używania trzy razy w tygodniu mogę określić ją fajną, lekką odżywką typu beauty maker :) Jednocześnie odżywia włosy, zawiera jednak troszkę dobroci :) Co tu dużo pisać - ta odżywka ma na prawdę dobry skład, jak na typowo drogeryjny produkt - wybaczyłam jej nawet alkohol (daleko w składzie) i łagodny silikon (zmywalny delikatnym detergentem). Jestem zadowolona z wyboru. Nawet przy regularnym użyciu i myciu włosów lekkim szamponem (bez silnych detergentów), nie muszę ich oczyszczać SLSami częściej niż raz w tygodniu, czyli tak jak do tej pory. 
Nadal chyba jednak nie zdecyduję się na silikonowe bomby od Nivea czy Dove... Ale Fructis polubiłam, będę sięgała po niego co jakiś czas. Chętnie też poszukam innej, lekkiej odżywki do "doraźnego stosowania" :) Jakie sprawdzają się u Was?

8 komentarzy:

  1. Ostatnio użyłam jej solo, bez półproduktów i nie zrobiła u mnie szału - ale pogoda też jest do duszy, zatem jeszcze dam jej szansę :)

    Również nie przepadam za drogeryjnymi produktami ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda - pogoda nie rozpieszcza... Ja kiedyś dodam coś do tej odżywki i zobaczę jak się spisze :)

      Usuń
  2. Całe wieki nie miałam takich odżywek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też! Pora na nadrobienie zaległości w mainstreamie :D

      Usuń
  3. Miałam pomarańczową i bardzo ją lubiłam :) Widzę, że sporo się od Ciebie mogę nauczyć o włosach, bo nie ukrywam, dużo jeszcze nie wiem;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję Kochana - sama muszę się jeszcze wiele nauczyć, ale to ogromny komplement :)

      Usuń
  4. Miałam tą odżywkę kiedyś i pamiętam, że po dłuższym stosowaniu przesuszyła mi włosy.

    Bardzo lubię zieloną w wersji Mega Objętość 48 H z Garnier Fructis :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że ja się przed tym ochronię... Używam jej raz, dwa razy w tygodniu, wiec nie powinno być źle :)
      Rozejrzę się za tą zieloną odżywką, kiedy ta będzie się kończyć :)

      Usuń