niedziela, 31 stycznia 2016

Niedziela dla Włosów (6) - Oczyszczanie - prawdziwy stan moich włsów

Witajcie! 
Kuszona z wielu stron próbą jakości mojej czupryny postanowiłam, że dzisiejsza niedziela będzie nietypowa. Do tego stopnia, że po prostu nie pielęgnowałam moich włosów w ogóle. To w sumie jedyny dzień, kiedy mogę pozwolić sobie na totalny BadHairDay, więc to na dzisiaj zaplanowałam zrobienie sobie na łbie Armagedon :) Ale cel był szczytny. 

Postanowiłam sprawdzić, w jakim stanie są na prawdę moje włosy.  

Nie chciałam im jawnie szkodzić, czyli stosować metod, o których wiem, że nie sprawdzają się u mnie lub moje włosy nie akceptują takiego traktowania. Cały zabieg miał miejsce wczoraj, dzisiaj nie planuję go powtarzać, bo włosy są świeże. Pochodzę sobie dwa dni bez stylizacji, to akurat om dobrze zrobi. 
Co zrobiłam? Umyłam głowę. Bardzo dosłownie, bo wyszorowałam skórę i włosy dwa razy silnym szamponem. Padło na mój ulubiony Ziaja Med, bo innych SLSów w domu nie mam, a mycie płynem do naczyń czy mydłem do rąk jednak sobie odpuszczę... Włosy wyszorowałam i zawinęłam w koszulkę. Kiedy odsiąkły, baaardzo delikatnie rozczesałam je (walczyłam ze sobą, żeby nie użyć jakieś odżywki b/s, mgiełki chociaż...), delikatnie ugniotłam i zostawiałam do wytchnięcia. Samo rozczesywanie było procesem dość trudnym, włosy były sztywne i nie było poślizgu, który zapewnia odżywka. Ale nie było źle, w każdym razie dużo lepiej, niż się spodziewałam. Jakie wnioski wyciągnęłam z takiego traktowania mojej czupryny? 
Ziaja Med - oczyszczanie
Ziaja Med - oczyszczanie
  • Włosy schły bardzo długo. Kiedyś, przed erą włosomaniactwa, po godzinie miałabym już suchą głowę. Teraz po trzech nadal były wilgotne przy nasadzie. Czyli wygląda na to, że porowatość mi wzrosła... :)
  • Puszek jest oczywiście na miejscu. Nie wiem jak mogłabym zupełnie nie dotykać włosów podczas schnięcia... No, brak żelu też nie pomógł. Włosy są zupełnie niedociążone, więc nie dziwię się, że tak odstają. Poza tym mam kilka warstw włosów, które jeszcze nie dawno były bejbikami, to też na tym zdjęciu jest widoczne.
  • Włosy są miękkie. Nawet bardzo. I gładkie. Nie mogę przestać ich dotykać. 
  • Włosy zupełnie nie wiedzą, gdzie mają się kręcić. Niby fale, a tu loczek. Niby loczek, a tu pasmo zupełnie proste. 
  • Grzywka to był najgorszy pomysł ever... Ale pochodzi z czasów, kiedy częściej nosiłam proste włosy (lub delikatne fale) i nadal uważam, że sama moja twarz duużo korzystniej wygląda z grzywką. Ale chce taki skręt, jaki wydobywam z nich teraz, a tu grzywka jest ni to przykleić, ni podpalić. Rośnie. Teraz właśnie osiągnęła etap, kiedy już chce się kręcić, ale jej to nie wychodzi, za ucho też jej jeszcze nie schowam, bo jest za krótka. I zwykle upinam ją na głowie, lekko z boku, wsuwką albo żabką.. 
  • Wymagam fryzjera! Włosy bez stylizacji zupełnie nie trzymają kształtu... Latają na wszystkie strony i opanować ich nie idzie... Ale mam już umówiona wizytę, końcem lutego wreszcie ujarzmię ten bajzel, wystopniuję całość i może uda się coś zrobić z tą grzywką... 
  • Końcówki są delikatnie bardziej szorstkie od reszty długości - muszę je chyba dodatkowo zabezpieczać, a i tak przyda się cięcie :) 

 
włosy bez stylizacji
Tu falka, tu prosto - czyli włosy bez grama odżywki i żelu. (zdjęcie w sztucznym świetle, bez lampy)

Podsumowując, jest to zdecydowanie BHD... Ale jakże pozytywny. Z domu nie wyjde z taką szopą, zaraz po zdjęciu zrobiłam koczek i koniec. Ale taka fryzura pomogła mi jeszcze w czymś... Nie dotykam włosów... To właśnie wynika z tego pozytywu - są miękkie, gładkie i po raz pierwszy mogę powiedzieć, że NAPRAWDĘ zdrowe, aż nie mogłam przestać ich dotykać. Koczek ostudził moje zapędy, bo gdybym je tak tarmosiła, to w niedzielę wieczorem czekało by mnie kolejne mycie... A tak, jutro rano zwilżę je jedynie mgiełką GlissKur i delikatnie pougniatam żelem. I do pracy :) 

A jak mają się Wasze włosy? Robiłyście taki "test" na swojej głowie?

środa, 27 stycznia 2016

Środowe Testy - Ecolab i gliceryna :)

Witajcie! 
W związku z nietypowym tygodniem i nadmiarem czasu rano, postanowiłam dzisiaj dodać dzień pielęgnacji bardziej intensywny, niż zazwyczaj w tygodniu. Codzienność moich włosów, poza niedzielami, jest raczej szara, stawiam na sprawdzone zabiegi nie ryzykują BadHairDay :) 
Dzisiaj było inaczej. Z samego rana zwilżyłam końce włosów i wtarłam w nie kroplę gliceryny. Na całą długość nałożyłam olej z orzechów włoskich, którego używam ównie w kuchni, ale nie jest to jego premiera na włosach. Olej ten zawiera dużo kwasów Omega 6, troszkę Omega 3 i niewiele  kwasów tłuszczowych nasyconych, wiec moje włosy bardzo go lubią. Jedyne, co powstrzymuje mnie przed jego regularnym stosowaniem to fakt, że jest raczej gesty i zmywanie go odżywką należy do zajęć pracochłonnych. Jednak od jakiegoś czasu używam do zwykłego mycia szamponu, Babydream (wersja z lewkiem, które moje włosy pokochały), więc żadne oleje mi nie straszne :) Dziś jednak wypróbowałam nowość :) 

pielęgnacja, Ecolab, olej z orzechów włoskich, gliceryna, sinie lniane
Zestaw na środę :)

Po niecałe godzinie zemulgowałam olej odrobiną Kallosa Color. W końcu to nie olej, a gliceryna miała dziś swój występ, olej miał jedynie zabezpieczyć jej działanie. W skórę głowy bardzo dokładnie wtarłam Jantar. Po kilkunastu minutach umyłam włosy szamponem Ecolab. Szampon otrzymałam jako próbkę w stacjonarnym sklepie z rosyjskimi kosmetykami, gdzie w końcu zaczęto dbać o klienta. Wczesniej chyba wychodzono z założenia, że i tak obrót się zrobi, a mi kupienie szamponu czy maski za kilkadziesiąt złotych bez możliwości sprawdzenia choćby pobieżnie działania nie jest po drodze. Także przy ostatnich zakupach otrzymałam cały zestaw próbek. Myślę, ze tych kilka saszetek wystarczy, żebym zdecydowała się na zakup produktu, bo Ecolab chodzi za mną od jakiegoś czasu :) Jest tylko jeden problem... Nie mam pojecia, co ja właściwie mam... Balsam i szampon, OK. Tylko za grosz nie rozumiem, co na nich jest napisane. Jedynie składy są dla mnie czytelne, a może któraś z Was wie, co to za cuda kryją się w saszetkach? W każdym razie składy wystarczą, żeby wiedzieć jaki profil ma dany kosmetyk, a w razie chęci zakupu zachowam te saszetki i z nimi udam się do sklepu :) Niech się martwi ekspedientka :) 
Niezidentyfikowane Ecolaby
Niezidentyfikowane Ecolaby :)

Saszetka wystarczyła na dokładne umycie włosów dwukrotnie. Szampon dobrze się pieni i przyjemnie pachnie, pozostawia włosy miłe w dotyku. Jest delikatny, nie zawiera silnych detergentów, a mimo to miałam wrażenie, że zostawił moje włosy skrzypiące, jak po konkretnym rypaczu... :) 
Następnym krokiem było nałożenie balsamu Ecolab, również z saszetki. Skład jest bardzo emolientowy, zawiera dużo olejków i wyciągów roślinnych. Zapach również jest przyjemny, a włosy zostały śliskie i przyjemne w dotyku, przynajmniej, kiedy były mokre. Balsam trzymałam na głowie niecałą godzinę, w międzyczasie wzięłam prysznic i zrobiłam makijaż. Skusiłam się też na drugą kawę, bo dzień jest tak ponury, że chyba bez wspomagania nie dałabym rady. Pomimo, że BlueMonday już za nami, ja dzisiaj czułam się tak, jakby nadal był poniedziałek... 
Spłukałam wszystko z głowy letnią wodą, a ostatnie płukanie wykonałam naparem z siemienia lnianego, który zrobiłam kilka chwil wcześniej, razem z kawą, zalewając dwie łyżeczki ziaren wrzątkiem i zostawiając do czasu płukania, żeby przestygł. Nie użyłam już żadnej odżywki b/s. Włosy zawinęłam w koszulkę i paradowałam tak chyba pól godziny, szukając ciuchów po szafkach (tak to jest, jak mąż chowa pranie :) 
efekt pielęgnacji
Zdjęcia z ręki - bez lampy, w sztucznym świetle :)

We włosy wgniotłam niewielką kulkę żelu Syoss Men. Naprawdę wiele starań wkładam w to, żeby się z tym żelem polubić. I idzie nam coraz lepiej, jednak idealnie dobraną parą jeszcze nie jesteśmy. W każdym razie moje falki prezentowały się bardzo dobrze po dzisiejszym ugniataniu, tym bardziej, że nie włożyłam w to zbyt wiele serca, a i dyfuzor lądował na włosach raczej przypadkowo.  
Duet Ecolab uważam za bardzo udany, po jednym użyciu widać, że moje włosy są mi wdzięczne za odmianę. Są delikatne, przy skórze głowy mięciutkie, dalej równomiernie i wyraźnie zakręcone. Saszetek wystarczy mi jeszcze na jeden raz i jeśli efekt będzie podobny, zainwestuję w pełnowymiarowe kosmetyki. A trzeba przyznać, że cechuje mnie bardzo radykalny minimalizm, jeśli chodzi o ilość mazideł i jestem nad wyraz konsekwentna w tym postanowieniu. Także zasilenie mojej włosowej toaletki zawsze musi być przemyślane, bo jeśli trafię na bubel - no cóż... Będzie blokował mi miejsce na inny kosmetyk. Może napiszę kiedyś więcej o tym moim minimalizmie, bo wiedzę, że u wielu Blogerek ten temat się przewija, jest moda na minimalizm, wiec pochwalę się swoimi sukcesami :)

niedziela, 24 stycznia 2016

Niedziela dla Włosów (5) - Mleczko pszczele i nowy żel do włosów

Witajcie! 

Jak co tydzień postanowiłam zrobić włosowe SPA:) 

Dziś na pierwszy ogień poszedł olej lniany, który od jakiegoś czasu ustępował wiesiołkowi. Oba oleje bardzo lubię i dobrze sprawdzają się na moich włosach. Naolejowałam długość włosów w sobotę wieczorem, a w skórę głowy wtarłam Jantar 
Rano zastosowałam Cerkogel 30, jest to już piąte użycie tego środka. O efektach możecie poczytać w tym poście. Jak na razie jestem bardzo zadowolona. Olej zemulgowałam odżywką Isany i po ok. 40min umyłam wszystko Babydreamem (wersją nieplączącą, z lewakiem). Szampon jest świetny. Teraz, kiedy pcham na głowę różne lepkie świństwa (Jantar, Cerkogel) dość często, odżywka nie daje takiej świeżości, jakiej oczekuję. Po tym szamponie włosy dokładnie oczyszczone. Myję głowę co dwa dni i aktualnie zawsze Babydreamem 
niedziela dla włosów
Zestaw do niedzielnej pilęgnacji

Drugi raz umyłam włosy odżywką, tą samą, która emulgowałam olej. Osuszyłam głowę i nałożyłam balsam Babuszki Agafii aktywator wzrostu, wymieszany z kilkoma kroplami mleczka pszczelego. Dodałam odrobinę maski Planeta Organica mango, bo sam aktywator jest dość rzadki, a w mieszance z mleczkiem w glicerynie nabrał takiej konsystencji, że na pewno z włosów by spłynął. Na to czepek, czapka i 30 minut w ciepełku :) 
Kiedy zmyłam maskę włosy były dość sztywne pod palcami. Jakbym dotykała gałęzie. Były miękkie i gładkie, ale takie właśnie sztywne. Wgniotłam w nie odrobinę odżywki b/s Ziaja (żółtej) i zawinęłam w koszulkę 
Rozczesałam mokre włosy, które mimo swojej sztywności nie plątały się i mogłam gładko sunąc po nich grzebieniem. Tym razem ugniatałam fale żelem Syoss Men. Żel jest mocny. Gęsty, lepiący i wystarczy go naprawdę niewiele, żeby dobrze pokryć włosy. Myślałam, żeby nie wrócić do wgniatania żelu w zupełnie mokre włosy, bo kiedy robię to w odsączone, ciężko później zniwelować twardość i odgnieść sucharki...  
Włosy poruszyłam suszarką z dyfuzorem, średnim nawiewem. 
Po całkowitym wyschnięciu włosy są nadal twarde. Widać to na zdjęciach. Teraz już to efekt żelu, odgniatam go systematycznie, ale staram się nie zrobić puchu. Przy nasadzie włosy są miękkie jak u dziecka - tylko długość się usztywniła. Używam tego żelu już trzeci raz i za każdym jest to samo. Poza tym, niestety na drugi dzień włosy nie nadają się już do reanimacji. Muszę je spiąć. Po żelu Joanna Styling Effect, mimo, że był on za słaby przy obecnej aurze, wystarczyło zwilżyć głowę i ponownie ugnieść. Syoss niestety powoduje coś dziwnego, po zwilżeniu robi na głowie masakrę - taką lepką masę, posklejane włosy odgniecione we wszystkich kierunkach. Tak jak pisałam, następnym razem nałożę go na bardzo mokre włosy. Może to poprawi jego działanie.  
Tymczasem moje włosy po takiej stylizacji prezentują się dobrze, skręt jest wyraźny i trwały. Nie ma dużo puchu. Nawet po kilku godzinach, zakupach i ciągłym przerzucaniu włosów nad szal, do kaptura i ogólnym ich tarmoszeniu jest bardzo OK :) 
Zdjęcie NdW
Od lewej: 1. Włosy zaraz po wyschnięciu - dość sztywne i nadal wyglądają na wilgotne, 2. również zaraz po wyschnięciu, 3. Zdjęcie zrobione po powrocie z zakupów - dobrze odgniecione fale, już lekko wyprostowane, ale dużo bardziej naturalne.

Po niedzielnych wpisach widzę, że mija pielęgnacja jest dość monotonna... Powodem tego jest przede wszystkim to, że etap testów i eksperymentów mam już za sobą, a blog prowadzę od niedawna. W związku z tym zastanawiam się, czy nie wrócić do testów, bo rzeczy, które kiedyś nie sprawdziły się u mnie teraz mogą okazać się hitami. W końcu włosy zmienne są :) 
A u Was zdarzyły się kosmetyki, które kiedyś zawiodły, a później działały dużo lepiej?

PS
Zapraszam na Zimowe Rozdanie u Czarnej Kawy!