piątek, 8 kwietnia 2016

Olej Marula - Test na własnej skórze :)

Owoc drzewa marula
Owoc drzewa marula. źródło: http://www.nasionatropikalne.pl/index.php?p89,marula-sclerocarya-birrea
Olej z nasion marula to ostatni hit pielęgnacyjny i kiedy przypadł mi w marcowym Shiny Box właśnie on, bardzo się ucieszyłam :) Znam większość olejów, znam ich właściwości, a to jest coś, czego do tej pory nie używałam! Olej otrzymałam w maleńkiej, odrobinę tandetnej fiolce z zakończeniem typu roll-on. Nie powiem, zaintrygowało mnie ono, bo wcześniej nie używałam oleju do masażu w takiej formie. Od początku przystąpiłam do intensywnych testów. Jakie są ich efekty?
 
Na początek trochę faktów:

Olej marula porównywany jest do popularnego oleju arganowego, czyli nieschnący olej, odpowiedni do cery dojrzałej. Ze względu na dużą ilość (około 30%) kwasów tłuszczowych nasyconych, może zapychać cerę i powodować niekontrolowane zjawiska na włosach. Ja zaliczam do nich przyklap lub puch. Na pewno spotkałyście się z szorstkością włosów po aplikacji oleju - właśnie o taich efektach piszę :) Poza tym, olej marula zawiera jednak wiele witamin, a jego działanie jest bardzo wszechstronne. Co prawda, jego analiza bardzo przypomina popularną oliwę z oliwek, jednak "coś" jednak odróżnia go od niej, jest bardziej odżywczy i "szlachetny" :)
Olej ma gęstą (jak na olej przystało) konsystencję i dość mocno orzechowy zapach. Kolor na dłoni nie jest widoczny, ale w białym pojemniku widać, że jest lekko brunatny.
Poniżej zestawienie zawartości w oleju marula, zaczerpnięte z Wikipedii. Linki do opisów poszczególnych kwasów tłuszczowych zostawiłam, żeby łatwiej Wam było rozeznać się w tym, co ten olej w zasadzie w sobie ma :)

Mono-nienasycone kwasy tłuszczowe
Wielonienasycone kwasy tłuszczowe
Nasycone kwasy tłuszczowe:
  Porównanie do innych olejów znajdziecie TUTAJ  

Olej Marula 100% w marcowym Shiny Box

W pudełku znalazłam olej nieznanej mi firmy Biooleo. Na pierwszy rzut oka - super, roll-on! Na drugi już nie tak super - tani roll-on, plastikowy. Cena astronomiczna - prawie 60zł za 15ml. Czyli albo robią sobie jaja, albo ten olej jest cudotwórcą! Przetestowałam na różne sposoby i doszłam do swoich własnych wniosków, o których przeczytacie niżej :)

Olej marula 100% - Biooleo
Olej marula 100% - Biooleo

Co ja z tym olejem robiłam?

Na początek potraktowałam nim skórę pod oczami. Tak jak wskazywało by moje opakowanie, aplikowałam go na skórę za pomocą rolla, wykonując delikatny masaż. I był to niewybaczalny błąd. Produkt dostał się do oka wywołując niesamowite pieczenie. Kolejne podejście było już bardziej rozsądne, odrobinę oleju "wyrolowałam" na palec i nim nałożyłam na skórę, na której już wcześniej nałożyłam jakieś nawilżające serum lub żel aloesowy. Ja wiem, że tydzień to nie jest wystarczający czas, żeby dobrze przetestować działanie takiego produktu, ale po tych kilku aplikacjach chciałabym zobaczyć choć odrobinkę lepiej nawilżoną skórę... A tu nic, w dodatku olej podrażnił mnie, bezpośrednio po nałożeniu czułam wyraźne pieczenie (nie bolesne, ale jednak). Porzuciłam ten sposób, bo mimo wszystko olej często dostawał się do oczu i było coraz mniej przyjemnie. 

Olej marula 100% - Biooleo
Opakowanie i roll-on oleju marula Biooleo - zwykłe, plastikowe - takie samo jest dostępne w sklepach z półproduktami za kilka złotych.
W połowie tygodniowych testów pod oczami zaczęłam również dodawać kropelkę oleju do porcji kremu do twarzy na noc. Oczywiście omijałam wrażliwe okolice twarzy, i codziennie wklepywałam taką mieszankę w skórę. Tutaj efekty były lepsze, nie było pieczenia, a rano skóra była faktycznie bardziej odżywiona i potrzebowała mniej czasu, żeby przestawić się na dzienny tryb :) W sumie przestałam dodawać oleju do kremu przez zapominalstwo, ale w końcu ile tego mam używać? Tonik, serum, krem, krem pod czy i jeszcze zapamiętać, żeby do kremu dodać olej? To bardzo niewygodne rozwiązanie. Mogła bym wymieszać porcję oleju z kremem w większej ilości, ale ja nie lubię mazideł w słoiczkach, szczególnie kiedy jednym ze składników jest naturalny, nierafinowany olej (mimo, że podobno bardzo trwały). 
Tak więc po siedmiu czy ośmiu dniach przestałam dokładać oleju marula do kremu na noc. Zaczęłam nakładać go na włosy... Teoretycznie nie był to genialny pomysł, bo moje fale nie przepadają za nasyconymi kwasami tłuszczowymi, ale nie mogłam sobie odmówić :) Tak więc na początek nałożyłam olej marula na długość włosów około trzy godziny przed myciem. Później zrobiłam wszystko to, co robię zwykle, czyli zemulgowałam olej odżywką, zmyłam całość.  i poczekałam, aż włosy wyschną. Byłam nawet zadowolona, nie napuszyły się, ani nie przyklapły. Olejowałam tym olejem włosy łącznie trzy razy i za każdym było OK. Myślę o jeszcze jednym powodzie takiego zjawiska - od moich pierwszych przygód z oliwą z oliwek czy z olejem z avocado, znacznie spadła moja porowatość. Teraz nie jest już ekstremalnie wysoka, a średnia w stronę wysokiej i włosiska inaczej reagują na różnie rzeczy. Teraz może i avocado dało by podobny efekt? Tak czy inaczej olej marula nie zrewolucjonizował mojej pielęgnacji, jest po prostu dobrym gatunkowo, fajnym dodatkiem.

Podsumowując:

Olej marula jest bardzo ciekawym, godnym uwagi produktem, do którego zalet zaliczyć mogę wyjątkowo bogaty skład i komfort używania (nie cuchnie, nie lepi się). Jego cena jest dość wysoka - mój egzemplarz, w opakowaniu roll-on (15ml) kosztuje na stronie producenta (biooleo.pl) 63zł (!). Widziałam natomiast ten olej popularnej firmy Nacomi w cenie około 30zł za 30ml. To nadal dużo, ale jeśli wyjdziemy z założenia, że to olejek luksusowy, to można tyle zapłacić. Ja pozostanę jednak przy naszych rodzimych olejach, jak lniany czy z wiesiołka. I cena, i działanie bardziej mnie przekonują :) 

A Wym macie doświadczenia z olejami egzotycznymi?

2 komentarze: