poniedziałek, 18 stycznia 2016

Reanimacja po BAD HAIR DAY - esktrakt z banana!

Witam!
Po niedzielnej pielęgnacji miałam dziś klasyczny BAD HAIR DAY. Wczorajszy puszek urósł dziś do rozmiaru rasowego pudla, którego próbowałam ujarzmić rano żelem, nakładanym na wilgotne włosy. Nic to nie dało, posklejały się tylko i musiałam je spiąć. Także z mycia włosów co drugi dzień jak na razie nici. Postanowiłam dziś zaaplikować swoim włosom również dość bogatą pielęgnację. Wypróbowałam tym razem ekstrakt z banana, o którym pisałam już w poście kilka dni temu.
ekstrakt z banana i kosmetyki na poniedziałek
Poniedziałkowy zestaw reanimacyjny :)

Po powrocie z pracy postanowiłam wziąć relaksującą kąpiel. Dzisiejszy dzień ogólnie był BAD, więc nalałam wody do wanny, dodałam lawendowych soli do kąpieli i trochę oleju kokosowego. Na twarz nałożyłam maseczkę z glinką, a na włosy olej z wiesiołka. Nie robiłam tego zbyt starannie, ale chciałam, żeby pobył na głowie chociaż to pół godziny podczas kąpieli. Po wszystkim umyłam włosy bardzo dokładnie delikatnym szamponem. coś czułam, że z tym, co miałam na głowie odżywka sobie nie poradzi. Postawiłam na nowość w mojej kolekcji, czyli szampon Babydream ułatwiający rozczesywanie włosów. Co prawda jego skład jest mocniejszy od wersji klasycznej, ale silny detergent jest dopiero czwarty w składzie, więc uznałam, że jeśli faktycznie nie ma plątać włosów, to może być kompromis. W czasie mycia faktycznie włosy były gładsze, niż przy użyciu wersji bez lewka na etykiecie, szampon dobrze się pieni, dobrze zmył olej, po wypłukaniu włosy nie są tak szorstkie. Wydaje mi się, że się polubimy :)
Osuszyłam włosy ręcznikiem i na długość nałożyłam dużą łyżkę maski Planeta Organika z mango - jest emolientowa, zawiera także nawilżacze. Do maski dodałam łyżeczkę ekstraktu z soku banana. Specyfik ten wrzuciłam do ostatnich zakupów na stronie zrobsobiekrem.pl, kosztował niecałe 4zł. Lubię efekt, jaki daje zmiksowany banan na moich włosach, ale wypłukiwanie i wyczesywanie resztek nawet najlepiej zmiksowanej papki to katorga. Liczę, że ekstrakt z soku zastąpi tego świeżego banana, bez tych efektów ubocznych :) Proszek w pudełku ma bardzo delikatny zapach, ale zawiodłam się po rozmieszaniu go z maską. Nie pachnie takim świeżym, dojrzałym bananem (czego ja się spodziewałam ?), a raczej nektarem bananowym z kartonika. Zapach nie jest brzydki ani zbyt intensywny, a w połączeniu z zapachem maski jest nawet przyjemny. Niestety, włosy nie nabrały charakterystycznego dla użycia PO poślizgu i trochę trudności sprawiło mi ich porozdzielanie, żeby dokładnie nałożyć papkę. Kiedy mi się to udało, założyłam foliowy czepek, czapkę i zdrzemnęłam się pół godzinki :)
Po tym czasie wypłukałam włosy dokładnie chłodną wodą. Jakoś mam taki nawyk, że jak banan - to płuczemy za dwoje! W tym przypadku maskę zmywało się bardziej tak, jakbym dodała do niej np. glinkę, przez chwilę wyczuwałam między palcami "piaseczek". Ale udało się to dość szybko i dokładnie.
fale bez stylizacji
Puszek bez stylizacji - efekt pielęgnacji ratunkowej :)
 Nie użyłam odżywki b/s ani żadnego stylizatora. Podsuszyłam jedynie dyfuzorem, bo siedzenie z mokrą głową w połowie stycznia to kiepski pomysł :) Jedynym powodem jest fakt, że za kilka godzin i tak zawinę je w koczek i pójdę spać, a rano czeka mnie ponowna stylizacja. Mimo to włosy są ładnie zakręcone. Są bardzo lekkie, miękkie i gdybym teraz wyszła z nimi na dwór, wiatr rozwiał by je na wszystkie strony i chyba bym ich nie rozczesała :) Włosy są dokładnie takie, jakich oczekiwałam. Puszek jest normalny, bez stylizacji tak właśnie u mnie to wygląda. Maska z dodatkiem ekstraktu z soku banana sprawdziła się doskonale - efekt bananowej maski bez grudek! Słoiczka, który kupiłam, wystarczy mi jeszcze na 3-4 razy, więc kosztowo też wypada korzystnie :) Jak dla mnie bomba!

A Wy używacie takich ekstraktów owocowych?

4 komentarze: